21 sierpnia 2014

Justin brought sexy back!

Muzyk. Wokalista. Piosenkarz. Producent. Aktor. Tancerz. Ikona. Prezydent popu. Książę popu. Mistrz. To tylko kilka z wielu określeń człowieka, który we wtorkowy wieczór zaczarował gdańską PGE Arenę. Justin Timberlake, bo o nim tu mowa, wraz z The Tennessee Kids przygotowali dla ponad 40 tysięcy widzów niesamowite show, pełne muzyki, śpiewu, tańca, wizualizacji i niezapomnianych wrażeń. Nas oczywiście nie mogło tam zabraknąć, dlatego chcemy podzielić się z Wami tym, co działo się w Gdańsku oraz odczuciami po koncercie.

fot. Tomek Torres

4/5 Tratwy już od lutego wiedziało, że 19 sierpnia będzie niezapomniany. Począwszy od nerwów związanych z kupnem biletów (nie tak łatwo zamówić 7 sztuk, najlepiej jeszcze obok siebie), przez wrzucanie co jakiś czas linków z teledyskami oraz odliczaniem dni, aż do momentu wyjazdu. Spotkałyśmy się na dworcu PKP w Gdańsku, przywitałyśmy się z resztą znajomych, szybka szamka, rozeznanie się w terenie i czasie i mogłyśmy ruszyć pod PGE Arenę. Najlepszym rozwiązaniem była SKM-ka, więc nią pojechałyśmy, a razem z nami tysiące fanów Justina. Niektórzy z nich byli ubrani w garnitury i muszki oraz kapelusze, czyli znaki rozpoznawcze JT. Wszędzie można było dostrzec poruszenie, ekscytację i oczekiwanie na wieczorny koncert. Kiedy już udało nam się dotrzeć pod stadion zastałyśmy tłumy stojące pod bramami wejściowymi. Organizacja była jednak całkiem w porządku i o czasie weszłyśmy do środka. Każdy uczestnik koncertu otrzymał darmowe wydanie Naszego Miasta, w pełni poświęconego Justinowi. W gazecie można było przeczytać o przygotowaniach, wrażeniach innych gwiazd wybierających się na koncert, życiu Justina w pigułce oraz sprawach organizacyjnych. Dość szybko znalazłyśmy swoje miejsca (siedziałyśmy na górnej trybunie) i pozostało nam oczekiwanie na gwiazdę wieczoru. Na naszych miejscach znalazłyśmy przyklejone serduszka z napisem "We love you Justin", które potem zostały użyte podczas jednej z wykonywanych piosenek. Z minuty na minutę tłum ludzi zwiększał się zapełniając płytę stadionu i trybuny. Przed Timberlake'iem jako support pojawił się DJ Freestyle Steve, puszczając energetyczne utwory i jednocześnie rozgrzewając publiczność. Ale to na tego pana, który krótko po 21:00 wszedł na scenę czekała cała Polska...


fot. Grel

Zaczęło się od intro, jakim jest piosenka "My way" Franka Sinatry, żeby później wybrzmiały pierwsze dźwięki "Pusher Love Girl", publiczność oszalała z radości, a my razem z nią. Podczas "Future Sex Love Sound", czyli trzeciej piosenki cała PGE Arena uniosła serca w górę tworząc przepiękną oprawę tego show. Nie przeszło ono bez echa, sam Justin po piosence stanął zaskoczony i nie wiedział co powiedzieć ;) 

Justin oraz The Tennessee Kids zagrali dla gdańskiej publiczności wiele wspaniałych utworów takich jak między innymi "Like I Love You", "My Love", "TKO", a podczas "Until The End Of Time" na prośbę samego Justina cały stadion uruchomił swoje latarki w telefonach i stworzył niesamowity klimat.

fot. Justek
Następnie wybrzmiały takie hity jak "Cry Me a River", "Senorita", czy też cover Jacksons 5 "Shake your body". Bez bicia przyznaję, że podczas "Not a Bad Thing" popłakałam się jak dziecko... spojrzałam przez lornetkę na ogromny ekran, zobaczyłam Justina grającego na gitarze i tak naprawdę dopiero wtedy dotarło do mnie że serio bawię się na Jego koncercie, a sam Timberlake JEST na scenie i dzięki niemu spełniają się marzenia wielu fanów. Po niej razem z Justinem cała arena zaśpiewała "What Goes Around...Comes Around", a także "Suit&Tie". I kiedy większość myślała, że to już koniec, ponieważ jupitery na stadionie zostały zapalone, zostaliśmy miło zaskoczeni - koncert trwał dalej! "Sexy Back", a na finał "Mirrors" śpiewane przez 42 tysiące gardeł zgromadzonych tego wieczoru na stadionie. Po takim koncercie ciężko było zasnąć...

fot. Tomek Torres
Cały koncert mogę nazwać jednym wielkim KOSMOSEM. Uroki stadionu nie pozwoliły w pełni nacieszyć się idealnym odbiorem, ponieważ siedziałyśmy stosunkowo daleko od sceny i dźwięk lekko się odbijał, ale i tak było naprawdę całkiem w porządku. Nadal nie potrafię wyjść z podziwu tego co ekipa JT przygotowała dla polskich fanów i chociaż kilku piosenek zabrakło, myślę, że nie możemy narzekać - niecodziennie taka gwiazda pojawia się w naszym kraju. Potwierdza się fakt, że publiczność z Polski jest oddaną i jedną z najlepszych. Emocje jakie towarzyszyły nam podczas całego wieczoru są tak wielkie, że nie jesteśmy w stanie oddać ich za pomocą jednej notki. Każdemu z Was życzymy tego, abyście kiedyś mogli doświadczyć takiego magicznego koncertu. Według nas (i nie tylko) był to jeden z najlepszych koncertów w Polsce ever, jak i nawet nie najlepszy. Marzenia się spełniają -  a ja i reszta Tratwy jesteśmy tego dobrym dowodem. Krótko po koncercie żartowałyśmy sobie, że jedziemy dalej na następny, nieważne, że za morze ;) Jedno wiemy na pewno - jeśli Justin wróci (a jesteśmy przekonane że tak się stanie), pojawimy się na kolejnym... i kolejnym... i kolejnym :)

A może ktoś z Was był też tego wieczoru w Gdańsku i chce podzielić się swoimi wrażeniami? Czekamy!

Pozdrawiam w imieniu całej Tratwy :) Grel.

3 komentarze: