16 lutego 2012

Love is all around us...

14 lutego...powszechnie znany jako „Walentynki”. Dzień miłości, kwiatów, całusów, przytulanek, różowych baloników, serduszek, wypadów do kina i wkurwiania ludzi bez tzw. „drugiej połowy”. Przez niektórych kochany, przez część olewany, przez resztę nienawidzony. Szczerze? Nie do końca ogarniam na czym polega całe to święto... Przecież wiadomo, że jak dwoje ludzi się kocha to nie potrzebują specjalnie wyznaczonego w kalendarzu dnia by okazywać to sobie na każdym kroku. Prawda? Prawda. Więc? Po co to? Chyba odpowiedź zawarłam w drugim zdaniu. Przynajmniej w moim mniemaniu.



Idziesz przez miasto. A tam...jedna para goni drugą parę przechodzącą obok trzeciej pary która czwartej parze macha z daleka, bo piąta już dawno poszła się ogrzać „ciepłem swojej miłości”. Mdli, drodzy państwo. I nie piszę tego jako osoba nienawidząca Walentynek, bo nie ma z kim ich spędzić. Tylko piszę to jako osoba, która nie rozumie po co z miłości robi jakieś święto? „Byłabyś zakochana, to by wiedziała!” powie mi pewnie co druga osoba, która starałaby mi przekazać, że 14 lutego to nic złego. Psikus, maj dir. Zakochana byłam, jestem i będę. Co nie zmienia faktu, że nie obnoszę się z tym na prawo i lewo i nie wkurzam tym bogu winnych ludzi, którzy singlami są nie z Ich wyboru a z braku wyboru płci przeciwnej.

Ale wracając... Te wszystkie pary wykupują bukiety kwiatów, bilety do kina, lizaki w kształcie serduszek, wino, (tu poproszę młodszą widownię o zamknięcie oczy) seksowną bieliznę i zapas prezerwatyw na późny wieczór. Zupełnie jakby 14 lutego był wyznacznikiem tego, że trzeba to wszystko zrobić. Przez miasto spokojnie przejść nie można, bo Cię atakują z każdej strony ogromem ich miłości. I co może zrobić samotny człowiek w takim dniu? Nic. Najlepiej odpalić sobie jakiś kompletnie ogłupiający film pokroju „Straszny film” albo serial byle nie o miłości czyli np. „Dr House” ewentualnie grać w gre...tak, dajmy na to w Tomb Rider. 


Walentynki, Walę w tynki, Walę drinki, Walę budynki, Walę...jakkolwiek to nazwiecie...jest KOMPLETNIE bezużytecznym świętem. Nie okłamujmy się – przecież każda zakochana para ma swoje własne, prywatne, niczym nie zmącone, nie wymuszone święto – rocznicę. Fakt, nasi faceci o takich „pierdołach” jak rocznica nie pamiętają. Ale zauważcie, że gdyby nie te reklamy atakujące nas z każdej strony, bilboardy pytające „a Ty masz coś dla swojej walentynki?” to Panowie nie pamiętaliby o 14 dniu lutego. Am I right? A jeśli pamiętają o rocznicy – dajce mi znać. Takie ewenementy są już na wyginięciu.

Co więcej! Mam teraz ważenie, że w dobie powszechnego internetu cała ta miła otoczka w okół miłości gdzieś się ulotniła. Teraz chłopak dziewczynę i dziewczyna chłopaka zamiast kulturalnie obsypać buziakami w realu robią to przez facebooka to jest jeszcze bardziej irytujące niż te wszystkie ankiety i sharowanie zdjęć dotyczące fikcyjnych konkursów. Rozumiem, że są związki na odległość. Znam nawet taką jedną parkę, u której to się sprawdza. Jednak nie przeginajmy! BO ilość „<3” czy „:*” w postach przekracza dopuszczalny zakres tolarancji człowieka, który patrzy na to z boku. Bo...takie słodkie, że aż mdli. Potem się dziwić, że człowiek generalnie „rzyga tęczą”. :)

Więc...? Po co to wszystko? Te różowo-czerwone dekoracje? Świece? Wino we dwoje? Obniżki na słodycze, lody, ciasteczka? Brak biletów do kin? Bo jak dla mnie to tylko napędzanie tej całej machiny. Przestała się liczyć miłość jako bezinteresowne uczucie. Jako niczym nie zabrudzone uczucie. Może mam ciut staroświeckie podejście do życia, ale chyba wolałam ten świat kiedy nie liczyło się kolejne pudełko czekoladek wymuszone wszechobecnym świętem, kiedy kobiety były doceniane za charakter a nie wielkość stanika albo grubość tynku na twarzy, a facetom zależało na czymś więcej niż na jednorazowym seksie.

Te i inne przepisy kulinarne polecała Wam Pitta. :)

P.S. Ale i tak kochajmy się wszyscy. Zwłaszcza kochajmy tych, którzy kochają nas. Ale nie tylko od święta, a na co dzień. Rodzinę, przyjaciół, kota, psa... Przecież wiadomo – Oni wszyscy chcą dla nas jak najlepiej.
P.S.2. Dzisiaj tłusty czwartek - smacznego! :)

1 komentarz:

  1. Dobrze mówisz... nie lubię walentynek. Po I: jak mówisz.. tej całej otoczki, tego lukru jest tyle, że nie musisz jeść dodatkowych słodyczy, żeby to czuć. a po II może ja się nie znam, no ale mając za sobą operacje serca wydaje mi się, ze wiem jak ono wygląda naprawdę, a na pewno nie przypomina tego czegoś z wystaw sklepowych...
    Więc celebrujmy miłość na co dzień, a nie w jeden dzień w roku:)

    OdpowiedzUsuń