10 listopada 2014

AfroGang zrobił w Sopocie BANG!


Sobota wieczór. 3/5 Tratwy wybiera się na koncert. Nie byle jaki, nie byle kogo. Tylko Tratwowego zespołu.
8.11.2014. Sobota. Sopot. Godzina 19:10. Justyna, Martyna i Dominika wyruszają z mieszkania pod klub Scena. Docierają na miejsce około 19:30.

Pod klubem już formuje się kolejka. Do klubu wpuszczają dopiero od 20. Koncert ma się rozpocząć o 22. Jesień. Około 3 stopnie. Przeróżne dziewczyny w sukienkach marzną pod klubem. Chce im się? Przecież mogłyby równie dobrze przyjechać później i nie marznąć. Wypić w domu ciepłą herbatę, obejrzeć Voice of Poland i przybyć bezpośrednio na koncert. W kolejce poza miejscowymi są też ludzie z całej Polski. Tyle kilometrów na jeden koncert? Po co? Właśnie po to. Ze względu na ten jeden koncert. Inny niż wszystkie. Bo takie są koncerty Afro. Każdy jest inny. Nie ma dwóch takich samych koncertów. Ale to tylko zespół. Kolejne gwiazdki z telewizji. Może dla Ciebie, wstrętny chochliku. Dla wielu jest to powód do uśmiechu, chwili wytchnienia, oderwania się od problemów. Przez te 2 godziny koncertu mogą się poczuć szczęśliwymi ludźmi i potem trzymać w sobie ten stan bardzo długo dzięki czemu może przetrwać kolejne przeciwności losu. Jakoś tego nie widzę. Co dał Wam? Przez te 10-lat zespół formował wielu ludzi. Uformował Tratwę. Dał siłę by walczyć, by żyć. Dał nam siebie nawzajem.

A teraz kiedy chochlik już nie miał żadnych argumentów pokażę Wam dlaczego ten Xtour'owy koncert był taki och, ach, ech! Zaczęło się od Mental House. Piosenki, która jest tytułowym singlem najnowszej płyty (premiera 24.11!). Nie jest istotne co konkretnie grali po kolei. Ważne, że wszystko łączyło się w spójną całość. Że poza najnowszymi utworami (Tak, też nie lubię znać tekstów piosenek. Chcę mieć możliwość pośpiewać, nawet jeśli idzie mi to opornie...) pojawiły też się starsze kawałki jak We Want It, It's My Life czy To The End. Publika się bawiła, ochrona trzymała barierki, niektórzy (oczywiście!) zapomnieli, że "w koncertach Afro się uczestniczy", a nie patrzy na koncert przez telefon albo (o zgrozo!) tablet. Uwagi ogólne odnośnie koncertu: nie możemy się doczekać aż będziemy mogły przesłuchać wersję płytową tych utworów! Koncert koncertem...ale najlepsze zawsze zostaje na koniec.

Po koncercie czekałyśmy na chłopaków aby wręczyć im prezent od Nas. Pomińmy wszystkie mało istotne szczegóły i przejdźmy do reakcji. Pierwszą rzeczą jakie usłyszałyśmy na widok ramy z plakatem były bliżej niezidentyfikowane okrzyki entuzjazmu. O to właśnie chodziło! To właśnie w tej "pracy" jest najlepsze. Widzieć radość na ich twarzach. Pokazać im, że Oni dają nam energię i chcemy jakoś (chociaż skromnie) się odwdzięczyć.

prezent od Tratwy - fot. Tomek Torres

Emocji było tak dużo, że każda z nas miała trudność z zaśnięciem. Każda z nas jeszcze długo będzie pamiętać i nie może się doczekać kolejnego koncertu. 

Mamy nadzieję, że udało Nam się Was zachęcić do pojawienia się na koncercie Afro i zechcecie się podzielić wrażeniami.

Poniżej zamieszczamy zdjęcia. Pozdrawiamy! :)

Notkę napisała "a kto to jest Pittałkę?".


















2 komentarze:

  1. Uwielbiam chodzić na koncerty , za dyskotekami nie przepadam ale jak tylko gdzieś w plenerze jest jakiś koncert zespołu który lubię to jestem pierwsza żeby lecieć :D
    Co powiesz na wspólną obserwację?
    Jeśli jesteś zainteresowana zaobserwuj i daj znać u mnie w komentarzu a ja szybko się odwdzięczę:)

    Zapraszam

    aaangelllaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Też miałam okazje byc na tym koncercie i wspominam go do dzis. Wszystko o czym napisalas wyzej to najprawdziwsza prawda! Chlopaki daja mega energie, maja wspanialy kontakt z publika i fanami, a do tego muza, ze przesztos! Czego chciec wiecej? Czekam z niecierpliwoscia na dokument. Wesolych swiat i ogromne pozdrowienia! :))))

    OdpowiedzUsuń