2 sierpnia 2013

Lipcowo-Pittowo.

Ostatecznie przyszła moja kolej na podzielenie się z Wami moim lipcem. Czy był emocjonujący? Wyjątkowy? Dla mnie tak. Bo był mój. Prawie idealny. :)




Lipiec to przede wszystkim spacery! Na początek - wycieczka do Tczewa. By odpocząć po sesji z moim P. Sesji wyjątkowo dla mnie udanej, jednakże bardzo wykańczającej. Spacer odbyliśmy wzdłuż najsławniejszego mostu (obecnie wyłączonego z ruchu) w kierunku Lisewa Malborskiego. Widziałam byyykii i krooowyyy... :) Na szczęście nie to było tego dnia najważniejsze, a pizza jaką przygotował mój mężczyzna. Niebo w gębie. Mówię Wam, pizzerię miękną przy kunszcie i fantazji P.


Połowa lipca to spacery po Gda. Z P., z Agnieszką czy Mart (przez przypadek zanim pojechałyśmy do Kartuz). Z Agnieszką nie widziałam się od maja gdzie wpadłam do Torunia na Juwenalia (przede wszystkim żeby się zobaczyć z moją Lamą, ale też poniekąd by zobaczyć Transsexdisco). Jak zawsze zaszłyśmy do mojego ulubionego miejsca w Gda. Pewnego przystanku tramwaju wodnego. Tak po prostu. :)

W miedzy czasie odbyłam wyczekiwaną wycieczkę do Krakowa. Wyczekiwaną, bo Kraków to moje miasto. Poza tym chciałam pokazać P. magię Krakowa. I chyba mi się udało. Nocowaliśmy (dobra, to duże słowo, bo 1/3 nocy włóczyliśmy się po mieście, 1/3 oglądaliśmy "Dextera" i 1/3 chodziliśmy po sąsiadującym z hotelem Tesco) w hotelu Start. Dwie gwiazdki... Hm... Łóżka były, łazienka była. Starczy. :) Pierwszego dnia byliśmy tak wykończeni podróżą i "spacerem" do hotelu, że umyliśmy się i poszliśmy spać... :) Wycieczkę ograniczyliśmy do Wawelu, okolicznych uliczek, Plantów, Rynku i leżeniu na trawie. Pogoda była za bardzo. Znaczy za gorąco i za duszno. Drugiego dnia wycieczki spotkaliśmy się z moją siostrą Kingunią i jej narzeczonym Bartkiem (pozdrowienia!). Miło było posiedzieć w klubie Karlik obok stadionu Wisły i popijać drinki. Ponadto w Krakowie wydaliśmy majątek na jedzenie. Głównie dlatego, ze Kraków tani nie jest, ale i dlatego, że byliśmy w restauracji gruzińskiej, wietnamskiej czy typowo amerykańskiej (czyt. Burger King :D). Bardzo wypoczęłam w tym mieście. Chcę jeszcze raz!

mój pies na moim materacu. kiedy kota nie ma... :)




Kilka dni później wybrałam się z rodzinką na wycieczkę do województwa świętokrzyskiego z wypadem do lubelskiego. Pochodziliśmy po Kielcach, Świętym Krzyżu, Świętej Katarzynie, Wilkowie, Chęcinach i innych okolicznych miastach w kieleckiem. Lubuskie ograniczyło się do Lublina. Generalnie nie będę Was zanudzać, bo niestety jestem typem kanapowo-odpoczywającym niż zwiedzającym w takim razie łażenie po zamkach, ruinach czy innych takich, takich mnie nie kręci.

widok z okna hotelowego








W między czasie byłam na 2 koncertach i 1 próbie (o której pisała Mart).
Na pierwszy ognień poszło Kamp! w Sopocie z Zatoce Sztuki z Agnieszką. Kawał energicznego i elektronicznego grania. Do potupania, pobujania, poru...szania. :) Obawiałyśmy się, że się koncertu nie doczekamy, ponieważ w Sopocie byłyśmy przed 18, na stronie H&M Loves Music była informacja, że koncert zaczyna się o 20:00 a na facebooku chłopaky pisali, że grają o 22:30. Jednak udało nam się wytrwać! I nie żałujemy!


Następnie były Kartuzy. Mart napisała obszerną notkę o tym wypadzie... Jednak ze swojej strony chcę wspomnieć o WAŻNYM aspekcie, który Ona ominęła. Otóż jak przyjechałyśmy to nad jeziorem nieopodal Wyspy Łabędziej był konkurs wędkarski! Koniec. :)


Ostatni koncert, który odbył się we wtorek w Sopocie to koncert Selah Sue. Bardzo zależało mi na tym koncercie. Miałam to szczęście, że miałam zarezerwowane wejściówki (koncert darmowy, jednak spore zainteresowanie spowodowało, ze organizator musiał wprowadzić rezerwacje by nie wbiło mu się nagle 2tys. osób). Gdy (cudem na czas) dojechaliśmy do Sopotu zastałam gigantyczną kolejkę osób czekających aż komuś wygaśnie rezerwacja i będą mogli przejąć wejściówki. Co do samego koncertu...GENIALNY. Jeden z lepszych na jakim byłam. Oświetlenie magiczne. Dźwięk wyśmienity. Głos Selah - powalający. Nie było się do czego przyczepić. Poza dużą ilością osób oraz tym, że stałam jednak za daleko by wyszło mi dobre zdjęcie. :)



Ostatnie dni lipca jak i trzy tygodnie sierpnia spędzam na praktykach w firmie Telkom-Telmor. Szczerze? Gdyby nie to wstawanie na 6 naprawdę mogłabym pokochać tę robotę. Może nie pakowanie urządzeń (wytrzyj, naklej plombę, włóż do woreczka, złóż karton, nalep naklejki produktu, włóż instrukcję angielsko-hiszpańską, włóż instrukcję francuską, włóż 3 kondensatory, włóż urządzenie, zamknij pudełko, włóż do kartonu zbiorczego...), ale lutowanie płytek drukowanych... Wiem, Wy tego nie zrozumiecie co fajnego jest w składaniu urządzeń elektronicznych, ale mi to się naprawdę podoba. Zwłaszcza, że zadania przydziela mi przecudowna pani Mirka. :) Co nie zmienia faktu, ze wracam z roboty i idę spać, śpię do 17/18, a i tak jestem nie do życia.

P.S. Potrzebuję koncertu do wyskakania. O.
P.S.2. Takiego ładnego kwiatka dostałam. O.


~ Pitta

6 komentarzy:

  1. Widzę że nudy nie było:) bardzo fajny blog,pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. oooo, widzę, że sporo się działo, super :) oby sierpień dołożył o wiele więcej atrakcji co lipiec! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wow,fajny post,nudzić to ty się nie nudzisz ;)
    Kartuzy <3
    http://magicofpinkfashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny post, super się czyta ! :)
    a zdjęcia jeszcze lepsze ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. śliczne zdjęcia
    dodajemy do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń
  6. super post i zdjęcia! *.*
    zapraszam na http://in-my-head-sm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń