Wielkanoc.
Sprzątanie, pieczenie, gotowanie, krojenie, smażenie, odkurzanie, zawijanie, wycieranie...ech. Czyli cała rodzina szykuje się do świąt!
Gdybym napisała, że nie lubię świąt zostałabym zjedzona przez połowę osób bywających na tym blogu i znacznie większą część, która pojawiłaby się tu przez przypadek. Poza tym - kłamałabym. Lubię święta. Naprawdę. No ale jak to bywa w każdym wyznaniu...zawsze jest jakieś "ale". Również w tym przypadku.
Po raz kolejny (tak jak pisałam w tekście o Walentynkach) mam wrażenie, że to wszystko zabija prawdziwy sens świąt. Wystarczyło, że dzisiaj nasłuchałam się w radiu ile wypadków było w centrach miast Trójmiejskich. Ludzie się spieszą, bo jeszcze jajka nie ugotowane i zapominają...że przecież to świętujemy WIELKĄ NOC. Przecież nawet ciocia Wikipedia mów, że to "najstarsze i najważniejsze święto chrześcijańskie upamiętniające zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa". Nie, nie będę tu pisać moralizatorskich gadek pt. kościół, rekolekcje, modlitwa i t p. Nie mam do tego najmniejszego prawa (no cóż. sama o sobie mówię, że jestem antychrystem. Nie to, że jestem antykatolicka! Po prostu nie czuję potrzeby by bywać co niedzielę w kościele. :))
Generalnie nie mam nic więcej do dodania tylko: śpieszmy się powoli. Na wszystko jest czas. A święta spędźmy w rodzinnym gronie, przy jajku albo dwóch. Z króliczkami z czekolady i kurczaczkami z cukru. I niech nas wszystkich w Lany Poniedziałek nie olewają. Tego wszystkiego i wiele więcej na te święta życzy - Pitta. :) [świąteczny buziak w czółko]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz